Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski Krzyż Wolności i Solidarności Odznaka Honorowa Działacza Opozycji lub Osoby Represjonowanej Złota Odznaka za Zasługi Konfederacji Polski Niepodległej Solidarność - KPN

Inwigilacja i represje

Kolejność chronologiczna. Podane informacje potwierdzone zostały - gdzie tylko było to możliwe - stosownymi dokumentami z zasobów archiwalnych IPN, publikacjami oraz cytatami z wypowiedzi świadków. Z przedstawionych dokumentów - tam gdzie było to konieczne - usunięto dane osobowe osób trzecich oraz inne informacje o charakterze prywatnym.




X-XI.1980 - Początek inwigilacji przez SB i wytypowanie do aresztowania

Inwigilacja Jacka Jerza przez Służbę Bezpieczeństwa (wtedy jeszcze na szczeblu lokalnym) rozpoczęła się już w październiku 1980 r., zaraz po ukonstytuowaniu się Międzyzakładowej Komisji Założycielskiej i wyborze Jerza na wiceprzewodniczącego radomskiej "Solidarności". Niedługo potem - po przeprowadzeniu przez J. Jerza strajku okupacyjnego w budynku WRZZ i przejęciu go na nową siedzibę NSZZ "Solidarność" Ziemia Radomska - nastąpiła jej znaczna intensyfikacja, a J. Jerz uznany został za najgroźniejszego działacza regionu. Stworzone przez niego "Radomskie Postulaty", a wśród nich żądanie rozliczenia oraz usunięcia ze stanowisk radomskich decydentów winnych represji Czerwca '76 (w tym I Sekretarza KW PZPR Prokopiaka, Komendanta Wojewódzkiego MO Mozgawy oraz Wojewody Radomskiego Maćkowskiego) potraktowane zostały jako zamach na władzę oraz bezpośrednio na nich samych, co oprócz działań motywowanych politycznie wywołało również chęć osobistej zemsty. Już wtedy w każdej z notatek służbowych i opinii SB podkreślano na wstępie, że Jerz "jest jednym z inicjatorów rozliczania funkcjonariuszy MO i SB za wypadki czerwcowe w Radomiu w 1976 r.", co pokazuje jaką wagę do tego przykładano.

Już w listopadzie 1980 r. Jacka Jerza wytypowano do aresztowania (nie używano wtedy jeszcze pojęcia "internowanie") oraz wyznaczono inspektora operacyjnego, który miał dokonać zatrzymania. Struktury "Solidarności" w regionie okazały się jednak już wtedy zbyt silne i zbyt aktywne (dzięki zaangażowaniu J. Jerza i A. Sobieraja w budowanie struktur "Solidarność" na Ziemi Radomskiej jeszcze przed końcem 1980 r. osiągnęła liczebność ponad 100.000 działaczy) by dokonać aresztowań członków władz związku, w wyniku czego odstąpiono od tego zamiaru, koncentrując się na innych metodach działania - inwigilacji, anonimowym szkalowaniu czy próbach eliminacji z władz związku od wewnątrz - poprzez ulokowanych w "Solidarności" tajnych współpracowników SB.




XI.1980 - Rozpoczęcie inwigilacji przez kontrwywiad Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD - HA II (Hauptabteilung II) des MfS der DDR

Nazajutrz po zorganizowanej przez Jacka Jerza pierwszej wielkiej radomskiej manifestacji w 62. rocznicę Odzyskania Niepodległości, jego inwigilację rozpoczęły tajne służby Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD - HA II (Hauptabteilung II). Dokumentacja nosi datę początkową 12.11.1980 r. i zawiera późniejsze aktualizacje informacji (m.in. wpisy na temat kolejnych zajmowanych przez J. Jerza stanowisk i podejmowanych przez niego działań - delegat na zjazd NSZZ "Solidarność", wybór na członka Komisji Rewizyjnej Zarządu Regionu, itp.) co wskazuje, że inwigilacja była prowadzona w sposób systematyczny. W dokumentach znajduje się również informacja, że sprawa prowadzona była w ramach "Arbeitsgruppe-Reaktion" ("Grupy Roboczej Reakcja").

Według informacji opublikowanych w oficjalnym leksykonie niemieckiego urzędu BStU (tzw. "Instytutu Gaucka"), Hauptabteilung II (HA II) był tajną służbą wywiadu/kontrwywiadu Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD. Na terenie ZSRR i Polski (a w późniejszym okresie także Czechosłowacji, Węgier i Bułgarii) posiadała ona własne grupy operacyjne, działające zarówno samodzielnie jak i w bilateralnej i wielostronnej współpracy ze służbami bezpieczeństwa tych państw. Od 1981 r. grupy te w Polsce zajmowały się zwalczaniem "Solidarności".

Przeprowadzona w I połowie 2018 r. kwerenda w zasobach archiwalnych niemieckiego urzędu BStU ujawniła karty ewidencyjne ("Karteikarten") akt dotyczących inwigilacji Jacka Jerza przez HA II (prezentowane poniżej). Samych akt rzekomo na obecną chwilę nie odnaleziono. W świetle wyjaśnień BStU, proces przejmowania i ewidencjonowania akt służby HA II jest nadal w toku, a jego wyniki będą znane za około 3 lata i wtedy należy przeprowadzić ponowną kwerendę. W związku z tym, szczegóły działań prowadzonych przeciwko Jackowi Jerzowi przez niemieckie tajne służby na obecną chwilę pozostają nieznane. Nie były to jednak z pewnością działania rutynowe i niewielu polskich działaczy było nimi objętych.




I-II.1981 - Typowanie do internowania i ponownego internowania na wypadek "W" i "PZ"

Już na przełomie stycznia i lutego 1981 r. wobec Jacka Jerza sporządzony został formularz "Osoby wytypowanej do internowania" - a więc już na początku 1981 r. posługiwano się tym terminem i przewidywano masowe internowanie najaktywniejszych działaczy "Solidarności". W formularzu zapisano, że "od początku podjął zdecydowanie wrogą działalność wymierzoną p/ko partii i naszemu aparatowi. W MKZ pełni funkcje kierownicze i stara się skierować go na podjęcie działalności antysocjalistycznej". Aby jeszcze silniej uzasadnić potrzebę internowania, jako "przewidywana działalność" zapisano wyssane z palca i irracjonalne: "W przypadku pozostania na wolności może podjąć każde działania aż do organizowania grup zbrojnych włącznie". Naczelnik Wydziału Śledczego zatwierdził takie typowanie jako prawidłowe.

Niemal dwa lata później (22 i 23 listopada 1982 r.), już w trakcie internowania Jacka Jerza, formularz ten uzupełniono dopisując następujące decyzje: "Wymieniony będzie internowany również na wypadek ponownego zagrożenia i wojny" (Naczelnik Wydziału V SB) oraz "Internowanie na wypadek W i PZ konieczne" (Naczelnik Wydziału Śledczego).

Wraz z wypełnieniem w/w formularza, zaczęto również wystawiać i przechowywać w gotowości do użycia niedatowane Decyzje o internowaniu oraz Nakazy zatrzymania i doprowadzenia - w zasobach archiwalnych IPN zachowało się aż kilka różnych egzemplarzy o różnych numerach, wystawianych kolejno w miarę jak w Radomiu zmieniali się Komendanci Wojewódzcy MO, co powodowało konieczność wystawienia nowej decyzji i nakazu z podpisem nowego komendanta. Pierwsze egzemplarze podpisane zostały jeszcze przez Mariana Mozgawę (który został usunięty ze stanowiska Komendanta Wojewódzkiego MO w marcu 1981 r.), a więc musiały być wystawione jeszcze przed tym terminem - zapewne już w lutym 1981 r. Już na tym najwcześniejszym druku widnieje informacja o dekrecie Rady Państwa o stanie wojennym (z wolnym polem na wpisanie jego daty), co dowodzi jak wcześnie wszystko w tym zakresie zostało w pełni zaplanowane i przygotowane, a zatem jak nieprawdziwa jest narracja o rzekomym wprowadzeniu stanu wojennego aby zapobiec radzieckiej inwazji.




Od III.1981 - Represje za usunięcie ze stanowisk radomskich decydentów

Jednym z postawionych przez Jacka Jerza Postulatów Radomskich było usunięcie ze stanowisk radomskich dygnitarzy skompromitowanych udziałem w wydarzeniach Czerwca '76 i winnych poczerwcowych represji - I Sekretarza PZPR Janusza Prokopiaka (w jego przypadku domagano się również pozbawienia go mandatu poselskiego), Komendanta Wojewódzkiego MO Mariana Mozgawy oraz Wojewody Radomskiego Romana Maćkowskiego. Determinacja Jacka Jerza i radomskiej "Solidarności" przyniosła wielki sukces gdyż wszystkie te osoby (a ponadto również Prezydent Radomia Bogdan Barszczyński) zostały usunięte ze stanowisk w połowie marca 1981 r., co było jedynym takim przypadkiem w kraju w okresie całego "karnawału Solidarności".

Już samo postawienie postulatu odwołania najwyższych na szczeblu województwa funkcjonariuszy partii, administracji państwowej i aparatu bezpieczeństwa (co było wówczas wprost niewyobrażalne gdyż władza ludowa była "świętą krową", na którą nikt nie miał prawa podnieść ręki) wzbudziło agresję i działania odwetowe, zaś doprowadzenie do ich usunięcia ze stanowisk potraktowane zostało nie tylko jako zamach na władzę, lecz także osobista krzywda i powód do prywatnej zemsty - nie tylko przez nich samych ale i innych urzędujących funkcjonariuszy aparatu partyjnego i bezpieczeństwa, którzy również poczuli się zagrożeni. Od tej chwili J. Jerz stał się dla nich już nie tylko wrogiem ideologicznym, ale także czysto osobistym.

Marian Mozgawa (dzięki działaniom J. Jerza usunięty w połowie marca 1981 r. ze stanowiska Komendanta Wojewódzkiego MO, zasłużony na wysokich szczeblach UB i SB - jeszcze w latach '40 jako szef UBP w Tomaszowie Lubelskim zwalczał polskie podziemie niepodległościowe) już w styczniu 1981 r. dawał jasny wyraz swoim osobistym emocjom wobec Jacka Jerza i A. Sobieraja i stawianym przez nich żądaniom jego odwołania jako winnego wydarzeń Czerwca '76, w oficjalnych notatkach służbowych i meldunkach notorycznie szczując przeciwko nim zarówno podległe mu służby jak i przełożonych - by w ten sposób zyskiwać zgodę na coraz bardziej radykalne działania - poprzez opinie takie jak poniższa (skierowana do Gabinetu Ministra MSW):

"W MKZ - Ziemia Radomska stwierdzamy coraz większą awanturniczą politykę, jaką prowadzi i zamierza dalej prowadzić jej Przewodniczący Sobieraj Andrzej ze swym zastępcą Jerzem Jackiem, którzy nienawidzą naszej partii i każdego, kto tylko zajmuje kierownicze stanowisko w instancjach partyjnych i administracji państwowej. [...] Twierdzą, że występując ostro przeciwko I Sekretarzowi KW PZPR, wojewodzie i naszemu aparatowi osiągną zamierzony cel."


W miarę jak spełnienie postulatu odwołania decydentów ze stanowisk stawało się coraz bardziej realne ich agresja jeszcze bardziej się zaostrzała. Nieżyjący już działacz radomskiej "Solidarności" i KOWzP Piotr Kozakiewicz w swoim "Wspomnieniu pośmiertnym o Jacku Antonim Jerzu" (kolportowanym po śmierci J. Jerza w stanie wojennym w drugim obiegu) przytoczył inną wypowiedź Mariana Mozgawy na odprawie sztabu KW MO:

"Rozbicie "Solidarności" radomskiej utożsamiam ze zniszczeniem Jerza przede wszystkim."


Reakcje te nie ograniczały się do władz lokalnych. Już wiosną 1981 r. działalność Jacka Jerza uznano za szczególne zagrożenie na najwyższym krajowym szczeblu aparatu bezpieczeństwa i administracji partyjnej. W dniu 14 marca 1981 r. (a więc zaledwie dwa dni przed doprowadzeniem do usunięcia ze stanowisk wszystkich radomskich decydentów) Departament III A MSW opracował dla Komitetu Centralnego PZPR informację na temat "negatywnej działalności J. Jerza oraz jego wyjątkowo agresywnej postawy wobec władz politycznych i administracyjnych", ze szczególnym uwzględnieniem "akcji zmierzającej do dokonania zmian na stanowiskach wojewódzkich oraz rozliczenia osób odpowiedzialnych za przebieg wydarzeń z roku 1976".

To zapewne właśnie stąd swe źródło wzięły niezliczone późniejsze represje daleko wykraczające poza standardowe metody - próby rozbicia rodzin J. Jerza i A. Sobieraja, wypadki samochodowe ich żon (oba w tym samym czasie w dwóch różnych miejscach), zajadłe anonimowe akcje szkalujące obu tych działaczy, wielokrotne ostentacyjne niszczenie mienia (m.in. oblewanie samochodu farbami, potajemne nachodzenie i demolowanie mieszkań), usunięcie J. Jerza z pracy w trakcie internowania z zakazem zatrudnienia go gdziekolwiek indziej, sprofanowanie grobu J. Jerza po jego śmierci i niezliczone inne działania o charakterze ewidentnie odwetowym.


O tym jak trwała i silna była osobista zawiść do J. Jerza najlepiej świadczyć może fakt, że to właśnie Barszczyński (który wraz z pozostałymi dygnitarzami stracił w 1981 r. stanowisko Prezydenta Miasta Radomia) w 2001 r., tj. 18 lat po śmierci Jacka Jerza i wiele lat po ustanowieniu ulicy jego imienia, gdy SLD uzyskało większość w radomskiej Radzie Miejskiej, jako radny SLD osobiście przeforsował usunięcie ulicy Jacka Jerza i przemianowanie jej z powrotem na Gwardii Ludowej. Odbyło się to w atmosferze skandalu, gdyż Barszczyński odmówił okazania Radzie Miejskiej podpisów rzekomo zebranych pod wnioskiem (nigdy nie przedstawił ani jednego, zasłaniając się... ochroną danych osobowych), cały klub SLD (posiadający wówczas większość w Radzie Miejskiej) zmuszono do głosowania za zmianą nazwy wprowadzając dyscyplinę partyjną, zaś zaproszonemu na sesję Rady Miejskiej synowi J. Jerza mającemu zaprezentować sylwetkę i zasługi patrona ulicy oraz przedstawicielom lokalnych stowarzyszeń osób represjonowanych uniemożliwiono wystąpienia ostentacyjnie wyłączając mikrofony. Złamano również regulamin Rady Miejskiej, nie przedstawiając wymaganego regulaminem uzasadnienia uchwały oraz kosztorysu jej podjęcia (np. wymiany tablic i dokumentów) i wskazania źródeł ich sfinansowania. Tak walczono nawet z pamięcią o zmarłym Jacku Jerzu, 18 lat po jego śmierci.




Inwigilacja totalna - gama Spraw Operacyjnego Rozpracowania i planów przedsięwzięć operacyjnych oraz pełna technika operacyjna

W 1981 r. inwigilacja osiągnęła poziom totalny. Trudno nawet wymienić wszystkie Sprawy Operacyjnego Rozpracowania i przedsięwzięcia, w ramach których prowadzono inwigilację i działania operacyjne przeciwko J. Jerzowi. Do głównych z nich należały m.in. SOR "Obrońcy", "Kolec", "Sezam", "Przekonania", "Konfederacja" oraz kilkanaście spraw o węższym zakresie, jak np. SOR "Megafon" czy "Gotowość", a w każdej z nich - równolegle - realizowano jeden lub więcej planów przedsięwzięć operacyjnych. Stałą inwigilację J. Jerza prowadziły Wydziały III i IIIA SB, wspomagane przez Wydział V, Wydział Śledczy oraz Wydziały "B" i "T" (obserwacja i technika operacyjna). Wykorzystywano w niej kilkudziesięciu tajnych współpracowników (w zachowanych aktach SB figuruje ponad 40 osobowych źródeł informacji donoszących na J. Jerza, a do najaktywniejszych należeli m.in. TW ps. "Karol", "Fryc", "Radomiak", "Marek", "Konrad", "Rafał" i inni), inwigilację zewnętrzną (śledzenie), podsłuch telefoniczny (PT), podsłuchy pokojowe (PP), perlustrację korespondencji, tajne wejścia do mieszkania (pod nieobecność domowników), rewizje, prowokacje. Jednocześnie prowadzono zmasowaną akcję propagandową mającą na celu zdyskredytowanie (i w ten sposób wyeliminowanie z władz związku) J. Jerza i A. Sobieraja, zarówno w sposób oficjalny (np. w partyjnych i państwowych środkach przekazu) jak i skrycie - za pomocą anonimowych ulotek, plakatów, szerzenia pogłosek, podburzania działaczy związku poprzez ulokowanych w "Solidarności" i zakładach pracy regionu tajnych współpracowników. Prezentowany poniżej dokument to tylko jeden przykładowy z kilkunastu planów przedsięwzięć operacyjnych opracowanych i wdrożonych w tym okresie.



Ponadto, od drugiej połowy 1981 r. radomska SB zaczęła dążyć do wszczęcia wobec J. Jerza licznych postępowań prokuratorskich, przedstawienia mu zarzutów i zastosowania aresztu tymczasowego. Pierwszy wniosek w tej sprawie Naczelnik Wydziału Śledczego KWMO skierował do Prokuratury Wojewódzkiej w Radomiu we wrześniu 1981 r. (patrz załącznik), zaś w listopadzie 1981 r. z osobistego rozkazu Wiceministra Spraw Wewnętrznych gen. Ciastonia wszczęte zostały dwa śledztwa (połączone następnie w jedno postępowanie, które z polecenia Prokuratury Generalnej przekazano do prowadzenia Prokuraturze Wojskowej Okręgu Warszawskiego) - patrz szczegóły w dalszej części.

Wśród licznych zarzutów sformułowanych w tym okresie znalazły się m.in.: art. 133 kk z 1969 r. ("Kto publicznie nawołuje do czynów skierowanych przeciwko jedności sojuszniczej PRL z państwem sprzymierzonym albo takie czyny pochwala, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10"), art. 178 § 2 kk ("Kto podnosi lub rozgłasza nieprawdziwy zarzut o postępowaniu lub właściwościach innej osoby, grupy osób lub instytucji w celu poniżenia ich w opinii publicznej lub narażenia na utratę zaufania [...] podlega karze pozbawienia wolności do lat 3"), art. 270 § 1 kk ("Kto publicznie lży, wyszydza lub poniża Naród Polski, Polską Rzeczpospolitą Ludową, jej ustrój lub naczelne organy, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8"), art. 271 kk ("Kto rozpowszechnia fałszywe wiadomości, jeżeli to może wyrządzić poważną szkodę interesom Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3"), art. 278 § 3 kk ("Kto pełni czynności kierownicze w związku, który rozwiązano lub któremu odmówiono zalegalizowania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5"), wszystkie z nich zagrożone karami wieloletniego więzienia.




Od III.1981 - Inwigilacja na szczeblu kierownictwa MSW

Wraz z opisanym wcześniej doprowadzeniem przez J. Jerza do usunięcia w marcu 1981 r. ze stanowisk wszystkich czołowych radomskich decydentów winnych wydarzeń Czerwca '76, jego rolą w negocjacjach radomskiej "Solidarności" z wicepremierem Rakowskim, utworzeniem przez niego regionalnych struktur Konfederacji Polski Niepodległej i Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania, a następnie wejściem w skład ich władz ogólnopolskich, nadzór nad działaniami wobec niego objęło kierownictwo MSW (Departament III i IIIA, Biuro Śledcze) przy zainteresowaniu "władz politycznych" w KC PZPR, zaś po jego aktywnym udziale w I Krajowym Zjeździe NSZZ "Solidarność" (gdzie był autorem szeregu ważnych wystąpień i uchwał, w tym uchwały Zjazdu uznającej KOWzP za oficjalną agendę NSZZ "Solidarność" ds. Praworządności) oraz zorganizowaniu przez niego w Radomiu dwudniowego Ogólnopolskiego Zjazdu Komitetów Obrony Więzionych za Przekonania (co do którego na szczeblu kierownictwa MSW oraz KC PZPR przygotowano plan siłowego rozbicia, ostatecznie jednak rezygnując z jego wdrożenia gdyż wykonane w MSW analizy wskazały na wysokie prawdopodobieństwo zbyt poważnych reperkusji, zarówno w regionie jak i ogólnopolskich), w nadzór ten zaangażowali się osobiście ministrowie Ciastoń i Kiszczak.

Nazajutrz po zakończeniu dwudniowego Ogólnopolskiego Zjazdu KOWzP w Radomiu wiceminister MSW gen. Ciastoń skierował do Szefa radomskiej SB szyfrogram, w którym nakazał działania jakie mają zostać podjęte wobec (wskazanych imiennie - w tym przede wszystkim J. Jerza) organizatorów zjazdu, na podstawie których radomska SB opracowała i wdrożyła plan przedsięwzięć operacyjnych i śledczych. Zgodnie z zawartym w szyfrogramie rozkazem Ciastonia, Prokuratura Wojewódzka w Radomiu natychmiast wszczęła wobec J. Jerza dwa śledztwa, w których postawiono mu zarzuty m.in. "antypaństwowej działalności", "kierowania nielegalnymi organizacjami KPN i KOWzP" oraz "lżenia i wyszydzania naczelnych organów PRL oraz rozpowszechniania fałszywych informacji na szkodę PRL". Po wprowadzeniu stanu wojennego, z polecenia Prokuratury Generalnej, śledztwa te połączono następnie w jedno postępowanie karne i przekazano do prowadzenia przez Prokuraturę Wojskową (Garnizonową) Okręgu Warszawskiego, która włączyła je do prowadzonego już postępowania przeciwko osobom sprawującym kierownicze funkcje w "nielegalnych i antypaństwowych" organizacjach KPN i KOWzP, gdyż wg Prokuratury Generalnej działalność J. Jerza i pozostałych osób objętych tymi śledztwami wyczerpała znamiona zbrodni próby obalenia przemocą ustroju PRL (zagrożonej karą śmierci). Postępowanie to umorzono dopiero w dniu śmierci J. Jerza.

Nadzór nad jego osobą na najwyższych szczeblach MSW kontynuowany był zarówno w trakcie całego okresu jego internowania (patrz np. skrajnie negatywna charakterystyka J. Jerza wykonana w marcu 1982 r. dla ministra MSW gen. Kiszczaka czy opinia na jego temat sporządzona w centrali MSW w styczniu 1983 r., tj. trzy tygodnie przed jego śmiercią). Zachowane dokumenty wskazują, że również poprzedzająca jego śmierć o zaledwie kilka tygodni decyzja o zwolnieniu go z internowania z jednoczesnym rozkazem przygotowania przeciw niemu "przedsięwzięcia specjalnego" zapadła na szczeblu kierownictwa Wydziału II Departamentu III MSW.




XI.1981 - Wszczęcie dwóch śledztw prokuratorskich i przedstawienie zarzutów

Z rozkazu wiceministra Spraw Wewnętrznych gen. Ciastonia zawartego w szyfrogramie przysłanym do radomskiej SB po zorganizowaniu przez J. Jerza w Radomiu Ogólnopolskiego Zjazdu KOWzP Prokuratura Wojewódzka w Radomiu wszczęła przeciwko J. Jerzowi równolegle dwa śledztwa, w których przedstawiono mu zarzuty m.in. antypaństwowej działalności, kierowania nielegalnymi organizacjami KPN i KOWzP, publicznego lżenia ustroju i naczelnych organów PRL, rozpowszechniania fałszywych informacji na szkodę PRL, oraz poważnego narażenia spokoju, ładu i porządku publicznego. Radom jako wybrana na zjeździe siedziba władz centralnych KOWzP stał się miejscem głównego śledztwa w tej sprawie.

W ramach śledztwa przesłuchano J. Jerza na okoliczność powstania i funkcjonowania KOWzP (przesłuchanie to może być stawiane za wzór gdyż J. Jerz odmówił podania jakichkolwiek szczegółów poza powszechnie znanymi oraz nazwisk jakichkolwiek innych osób), a także przeprowadzono w jego mieszkaniu rewizję, w trakcie której zarekwirowano bardzo dużą ilość materiałów (do ich wywiezienia potrzebne były aż dwa samochody).

Decyzją Prokuratury Generalnej, oba śledztwa zostały następnie połączone w jedno postępowanie i - jako zdaniem Prokuratury wypełniające znamiona zbrodni próby obalenia przemocą ustroju PRL (co w ówczesnym kodeksie karnym zagrożone było karą śmierci) - przekazane do prowadzenia Prokuraturze Wojskowej Okręgu Warszawskiego, gdzie włączono je do postępowania przeciwko osobom sprawującym funkcje kierownicze w KPN i KOWzP (szczegóły patrz niżej).




I-II.1982 - Połączenie śledztw i przekazanie ich do Prokuratury Wojskowej Okręgu Warszawskiego jako wyczerpujących znamiona zbrodni próby obalenia przemocą ustroju PRL

Decyzją Prokuratury Generalnej, w styczniu 1982 r. obie sprawy prowadzone przeciwko Jackowi Jerzowi przez Prokuraturę Wojewódzką w Radomiu zostały połączone w jedno postępowanie o sygn. II Ds/96/81/S, a następnie przekazane do prowadzenia Prokuraturze Wojskowej (Garnizonowej) Okręgu Warszawskiego, gdyż uznano, że przedstawione zarzuty wyczerpują znamiona zbrodni przewidzianej w art. 123 i 128 § 1 kk z 1969 r. (zbrodni próby obalenia przemocą ustroju PRL oraz przestępstw działalności antypaństwowej) i jako takie podlegają jurysdykcji prokuratury wojskowej. Ta z kolei połączyła je z prowadzonymi już przez siebie innymi sprawami przeciwko osobom sprawującym funkcje kierownicze we władzach KPN i KOWzP i kontynuowała je jako jedno wspólne postępowanie o sygnaturze Po.Śl.II-1/82. Jak wspomniano wyżej, w ramach tych postępowań przedstawiono na różnych etapach następujące zarzuty: przestępstw antypaństwowej działalności, kierowania nielegalnymi organizacjami KPN i KOWzP, publicznego lżenia ustroju i naczelnych organów PRL, rozpowszechniania fałszywych informacji na szkodę PRL, oraz poważnego narażenia spokoju, ładu i porządku publicznego. Zarzutu zbrodni próby obalenia przemocą ustroju PRL (art. 123 kk) co prawda formalnie nie przedstawiono, jednak w dokumentacji postępowania wielokrotnie stwierdzono, iż popełnione czyny wyczerpują jej znamiona, a więc utrzymywano niejako "w odwodzie" możliwość przedstawienia i tego zarzutu gdyby zaszła taka potrzeba, wykorzystując tę groźbę również jako szykanę psychiczną.



W obowiązującym wówczas kodeksie karnym treść art. 123 brzmiała następująco:

"Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci."


Postępowanie prowadzone było przez cały okres stanu wojennego (co prawda z chwilą jego wprowadzenia zostało zawieszone lecz już w styczniu 1982 r. zostało wznowione) i umorzono je dopiero w dniu śmierci J. Jerza (31 stycznia 1983 r.), a więc przez cały ten czas, oprócz długotrwałego internowania, J. Jerz zagrożony był równolegle możliwością orzeczenia wobec niego kar wieloletniego więzienia lub teoretycznie nawet kary śmierci. Mimo to, odmówił podpisania "deklaracji lojalności" i wielokrotnie potwierdził, że po zwolnieniu z internowania będzie kontynuował działalność.




Wielokrotny montaż podsłuchów telefonicznych (PT) i podsłuchów pokojowych (PP)

Oprócz funkcjonującego od drugiej połowy 1981 r. podsłuchu telefonicznego (PT) oraz wprowadzonej w listopadzie 1981 pełnej perlustracji korespondencji, w mieszkaniu Jacka Jerza kilkakrotnie instalowano podsłuchy pokojowe (PP).

Pierwszy wniosek do Kierownictwa MSW o zgodę na montaż PP skierowany został 29 grudnia 1981 r. a 4 stycznia 1982 r. uzyskał zgodę na instalację i 3-miesięczną eksploatację.

Kolejny montaż PP miał miejsce wg planu operacyjnego datowanego 19.05.1982 r. (tj. w tym samym dniu co decyzja o przewiezieniu J. Jerza na zabieg operacyjny w Bydgoszczy, po którym przez ponad miesiąc przetrzymywany był w izolacji w do dziś nieznanym miejscu - patrz niżej) a zrealizowanego w dniu 24.05.1982 r. W trakcie tajnego włamania do mieszkania w celu instalacji podsłuchu, syna J. Jerza przetrzymywano w szkole, zaś jego żonę zatrzymano pod domem i przewieziono na komendę "na rozmowę", mieszkanie zaś zdewastowano a drzwi wejściowe od wewnątrz pomazano czerwoną substancją imitującą krew - zapewne w celu zastraszenia domowników bądź odwrócenia uwagi od miejsca instalacji podsłuchów. Było to jedno z kilku tajnych najść gdy celowo pozostawiano ślady obecności w mieszkaniu. W planie operacyjnym montażu podsłuchu zaplanowano również uśpienie psa.

W dniu 21 grudnia 1982 r., tj. bezpośrednio po zwolnieniu J. Jerza z internowania, złożono wniosek o przedłużenie eksploatacji zamontowanego podsłuchu, a więc funkcjonował on prawdopodobnie aż do połowy 1983 r. lub dłużej.




12-13.XII.1981 - Pobicie przy zatrzymaniu do internowania i wywiezienie do lasu

Jacek Jerz figurował na pierwszej pozycji na listach osób przeznaczonych do internowania w woj. radomskim (uznano go za "szczególnie niebezpiecznego", wymagającego zatrzymania przez wzmocnioną grupę) i jako pierwszy został zatrzymany przez najsilniejszą, około 10-osobową ekipę, jeszcze 12 grudnia, kilkanaście minut przed północą. Banda uzbrojonych milicjantów i SB-ków zaczęła walić w drzwi, a następnie wyważać je łomami i wykopywać podkutymi milicyjnymi butami. Gdy już niemal całkowicie zdemolowali drzwi, domownicy zdecydowali się je otworzyć. Po wtargnięciu do środka, milicjanci zaczęli natychmiast wśród wulgarnych wyzwisk brutalnie bić J. Jerza, chwycili go za włosy i wielokrotnie tłukli jego głową o ścianę, pozostawiając na niej ślady krwi.

Nie pozwoliwszy mu nawet w pełni się ubrać a jedynie zarzucić kurtkę i włożyć na gołe stopy buty, wywlekli J. Jerza z domu do samochodu i w środku nocy wywieźli go do lasu przy drodze na Kozienice, gdzie około godz. 1:00 rano na zaśnieżonej leśnej polanie przez kilkanaście minut próbowali wyciągnąć go z auta. Kilkukrotne próby jakimś cudem nie powiodły się, po czym dowodzący grupą wykonał rozmowę przez radiotelefon i zadecydował o powrocie do Radomia. Przed odjazdem J. Jerza ponownie pobito uderzając na oślep pałkami przez otwarte drzwi samochodu. Do dziś nie wiadomo jaki był cel tych działań - "jedynie" zastraszenie czy może upozorowanie próby ucieczki. Wydarzenia te opisał radomski działacz "Solidarności" i KOWzP Piotr Kozakiewicz w swoich "Wspomnieniach pośmiertnych o Jacku Antonim Jerzu" kolportowanych w 1983 r. na terenie Radomia w drugim obiegu (patrz załącznik poniżej, strona 2).

"Mieszkanie Jacka zaatakowane zostało o północy przez około 10 zbirów Jaruzelskiego. Powrócił przed godziną z Gdańska, zdecydował się nie otwierać drzwi, ale kiedy widział, że są wyłamywane łomami i zaraz puszczą, otworzył je. Horda umundurowanych i cywilów wpadła do środka. Stojącego w bieliźnie Jacka dopadli i zaczęli bić, chwycili za włosy i tłukli głową o ścianę, nazywając go s...synem. Następnie wywlekli go z mieszkania, tylko co zdążył włożyć na gołe nogi buty i zarzucić kurtkę. Wepchnęli go do osobowego fiata i wieźli, jak mówił, w kierunku Kozienic. W tym zalesionym terenie zjechali w las i kazali mu wysiadać. Jacek mówił: '... byłem przerażony, modliłem się, nie chciałem wysiąść, kurczowo trzymając się fotela, wiedziałem, że mogą mnie zastrzelić mówiąc, że usiłowałem uciekać. Po rozmowie przez radiotelefon wrócili ze mną do miasta i przekazali do więzienia na ulicy Malczewskiego, gdzie było już wielu znajomych i kolegów'."


Kilkukrotnie pobitego Jacka Jerza zawieziono w końcu do radomskiego więzienia przy kościele św. Trójcy, gdzie systematycznie zwożono pozostałych internowanych, a następnie wszystkich przetransportowano do ośrodka internowania w Kielcach-Piaskach. W wydanej przez IPN książce "Jawnie i w podziemiu" tak opisał to wiceprzewodniczący radomskiego MKR Jan Rejczak:

"Zawieziono mnie do więzienia koło kościoła św. Trójcy, na ul. Malczewskiego. Tam na korytarzu zobaczyłem innych, także znajomych związkowców. Powsadzali nas do cel. Trafiłem do celi chyba nr 19, na drugim piętrze, w której spotkałem pobitego przy aresztowaniu Jacka Jerza."


Ślady pobicia były zbyt widoczne by lekarz więzienny dokonujący kilkadziesiąt godzin później badania wstępnego mógł je zupełnie zignorować, więc we wpisie w karcie ambulatoryjnej internowanego umniejszono je jak tylko się dało, wpisując lakoniczne: "Zasinienie lewego oczodołu i obrzęk wargi dolnej".




XII.1981-XII.1982 - Internowanie: 372 dni, 6 ośrodków

Jacek Jerz był jednym z najdłużej internowanych w Polsce - nieprzerwanie od 13 grudnia 1981 r. aż do 19 grudnia 1982 r. (372 dni), a w trakcie internowania przenoszony był aż sześciokrotnie: Kielce-Piaski (13-19.12.1981), Radom (19.12.1981 - 8.01.1982), ponownie Kielce-Piaski (8.01.1982 - 19.05.1982), Bydgoszcz (19.05.1982 - 2.07.1982, w tym ponadmiesięczna izolacja w do dziś nieustalonym miejscu), Gębarzewo k. Gniezna (2.07.1982 - 30.07.1982) oraz Kwidzyn (30.07.1982 - 19.12.1982), co niewątpliwie jest swoistym "rekordem". Zwolniony został w ostatniej grupie internowanych, dopiero w dniu podjęcia przez Sejm PRL uchwały o zawieszeniu stanu wojennego - wraz z A. Sobierajem byli ostatnimi uwolnionymi w województwie radomskim.

W trakcie internowania (gdzie był inicjatorem i uczestnikiem wszystkich protestów i wystąpień internowanych) poddany był pełnej inwigilacji - jego cele miały zainstalowane podsłuchy i umieszczano w nich tajnych współpracowników, którzy składali z prowadzonych rozmów raporty. Przez cały okres internowania regularnie sporządzane były na jego temat skrajnie negatywne notatki służbowe i opinie, które przesyłane były do najwyższych władz MSW, w tym osobiście ministra Kiszczaka.

W trakcie pobytu w Bydgoszczy (dokąd został przewieziony w celu wykonania zabiegu chirurgicznego), przez ponad miesiąc po przeprowadzonej operacji przetrzymywany był w całkowitej izolacji w do dzisiaj nie ustalonym miejscu. Okresu tego nie odnotowano w aktach internowanego ani w dokumentacji żadnego ze szpitali i zakładów penitencjarnych w Bydgoszczy, brak jest jakichkolwiek wpisów z tego okresu w karcie zdrowia, w jego trakcie odmawiano rodzinie informacji o miejscu pobytu i przechwytywano całą korespondencję, a poszlaki wskazują, że mogły mu być wówczas aplikowane nieznane środki farmakologiczne (patrz szczegółowy opis).

W Kwidzynie był wśród najciężej skatowanych (przeszedł "ścieżki zdrowia") w krwawej pacyfikacji tamtejszego protestu internowanych przez ZOMO i Służbę Więzienną.




XII.1981 - XII.1982 - Działania szkalujące w środkach masowego przekazu, nękanie i grożenie rodzinom

Niemal natychmiast po internowaniu, władze podjęły szeroko zakrojone szkalujące działania mające na celu zdyskredytowanie najbardziej bezkompromisowych działaczy o wyraźnie antykomunistycznych i niepodległościowych dążeniach, tak, aby po odzyskaniu wolności spotkali się z nieufnością czy wręcz wrogością społeczeństwa. Jeszcze w grudniu 1981 r. w jednym z przemówień transmitowanych przez telewizję sam Jaruzelski wymienił kilkunastu "największych wrogów socjalizmu i konstruktorów krwawej rozprawy z władzą, którzy swoim awanturniczym działaniem doprowadzili do obecnych tragicznych wydarzeń", a wśród nich Jacka Jerza. Inny program telewizyjny o takim samym charakterze wyemitowany został w Programie 1 TVP w dniu 1.04.1982 r. - zaprezentowano w nim, jako "wrogów publicznych nr 1", sylwetki najbardziej radykalnych działaczy z poszczególnych regionów, w tym z Radomia J. Jerza i A. Sobieraja, obwinionych w tym propagandowym materiale o "całe zło jakie wydarzyło się w Polsce od sierpnia 1980 r." i posiadających wszelkie możliwe do wyobrażenia negatywne cechy charakteru - żądzę władzy, chciwość, zapędy dyktatorskie, "genetyczną nienawiść do socjalizmu", itp. Komitet Centralny PZPR wydał informator o kilkunastu osobach stanowiących największe zagrożenie dla ustroju i ładu publicznego - umieszczając w tym wąskim gronie także kłamliwe i oszczercze "biogramy" Jacka Jerza i A. Sobieraja, a do tego chóru dołączyły wszystkie publikatory lokalne, w tym m.in. Słowo Ludu, Tygodnik Radomski oraz Biuletyn Informacyjny radomskiego KW PZPR, wprost określający "Moczulskich, Kuroniów i rodzimych Jerzów" mianem "wrogów, anarchistów i pospolitych przestępców". Nagonka była tak zmasowana i silna, że część społeczeństwa mimowolnie tym nasiąkała, a niektóre szerzone wówczas oszczerstwa pokutują nawet do dzisiaj. Zaprezentowane przykłady ukazują jedynie bardziej cenzuralne z rozpowszechnianych wówczas treści. W swojej książce "Radomska droga do wolności 1980-1984" wspomina o tym Andrzej Sobieraj:

"Pierwszego kwietnia 82 roku Telewizja Polska wyemitowała audycję szkalującą ekstremę związku w poszczególnych regionach. Wśród tej niewielkiej grupy ludzi byłem ja i Jacek. Określili nas jako wrogów publicznych nr 1. Oskarżali nas o wywoływanie strajków i sianie antysocjalistycznej propagandy. Przedstawiali nas jako dyktatorów lekceważących zasady demokracji i manipulatorów regionalnymi zebraniami. Oskarżali nas o dyktatorstwo, lekceważenie zasad demokracji oraz o manipulację związkiem i zebraniami. Zapowiedzieli, iż wobec nas prowadzone jest śledztwo o próbę obalenia ustroju socjalistycznego."



Ponieważ w ośrodkach internowania gama środków jakie można było stosować wobec osadzonych (bez sprowadzenia na siebie trudnej do wyparcia się winy) była ograniczona i w przypadku osób najbardziej niezłomnych nie przynosiła rezultatów w postaci skłonienia ich do zaprzestania działalności, zaczęto pastwić się nad rodzinami, próbując w ten sposób złamać "opornych". Najbliższych nękano anonimowymi telefonami, grożono, inspirowano innych do okazywania rodzinom internowanych dezaprobaty i wrogości, nachodzono potajemnie mieszkania i niszczono mienie (np. rodzinie J. Jerza regularnie plądrowano pod ich nieobecność mieszkanie i dewastowano zaparkowaną pod blokiem "Syrenkę"), stwarzano wszelkiej maści problemy administracyjne w urzędach i w codziennym życiu. Punktem kulminacyjnym było spowodowanie poważnych wypadków samochodowych obu rodzin - tego samego dnia wypadkowi ulegli zarówno żona i syn J. Jerza jak i żona A. Sobieraja, w obu przypadkach w trakcie powrotu z widzenia w dwóch różnych ośrodkach internowania. Andrzej Sobieraj tak opisał to w swojej książce:

"W tym czasie zaostrzyły się bardzo szykany na nasze rodziny z dziećmi włącznie. Nam szkodzili, ale w ograniczony sposób, bo siedzieliśmy za murami więzienia, więc ciężar represji spadł na nich. Rodziny nasze w niewyjaśnionych okolicznościach miały wypadki samochodowe w drodze powrotnej z widzeń w więzieniach. Dzieci były zaczepiane i straszone. Wzmogły się rewizje i te ciągłe dziwne telefony. [...] Teraz dopiero zobaczyłem jak bardzo wystraszyli mi rodzinę. Chłopcy stali się nerwowi i małomówni. Byle dzwonek lub stukanie do drzwi podrywał ich na równe nogi."




V-VII.1982 - Izolacja w nieznanym miejscu w Bydgoszczy

W trakcie internowania w Kielcach-Piaskach u Jacka Jerza rozwinęły się obustronne polipy nosa powodujące poważne problemy z oddychaniem. W dniu 21.03.1982 r. oraz ponownie w dniu 16.04.1982 r. komisje lekarskie wydały orzeczenia zalecające natychmiastowe przeprowadzenie zabiegu operacyjnego usunięcia polipów na oddziale laryngologicznym. Po długim namyśle, rozważając możliwe ryzyka poddania się zabiegowi w takich okolicznościach, pod presją coraz większych problemów z oddychaniem, w dniu 7.05.1982 r. Jacek Jerz ostatecznie wyraził pisemną zgodę na poddanie się zabiegowi.

Sekretarz radomskiej "Solidarności" Wiesław Mizerski tak wspomina to w poświęconym okolicznościom śmierci J. Jerza filmie TVP "Nieznani sprawcy. Zadanie specjalne: Wyrok":

"Po jakimś czasie okazało się, że ma problemy zdrowotne i zauważyliśmy, że ma bezdechy, że ma trudności w oddychaniu. To bardziej się uwidoczniło po naszej głodówce 10-dniowej, ta głodówka przypieczętowała jego wyjazd i zgodę na operację. Istniały obawy, nawet żeśmy rozważali z nim te obawy, że operacja jest doskonałym momentem - oczywiście ja abstrahuję i nie posądzam lekarzy, którzy mu przeprowadzali tę operację - ale różnie się może zdarzyć..."


Polipowatość nosa jest przypadłością stosunkowo częstą (ok. 5% populacji), a zabieg operacyjnego wycięcia polipów należy do rutynowych. Jacek Jerz zgodził się na usunięcie trzech łatwo dostępnych polipów, zaś wycięcie czwartego (do którego dostęp wymagałby prostowania przegrody nosowej) pozostawił na czas po zwolnieniu z internowania, gdyż nie chciał przeprowadzać takiego - znacznie bardziej już skomplikowanego - zabiegu w warunkach więziennych. Ograniczono się więc do prostego wycięcia trzech łatwo dostępnych polipów.

Mimo że ten rutynowy zabieg można było wykonać na miejscu w Kielcach (znajdowały się tam szpitale z oddziałami laryngologicznymi, a tamtejszy ośrodek internowania dysponował pomieszczeniami dla chorych gdzie mogła być przeprowadzona rekonwalescencja po zabiegu), z nieznanych i niezrozumiałych przyczyn, w uzgodnieniu z zastępcą naczelnika Wydziału IV ("techniki operacyjnej") Biura Śledczego MSW płk. Tadeuszem Tomporskim, najpierw zaplanowano przewiezienie J. Jerza do Aresztu Śledczego na warszawskim Mokotowie (szczegóły - patrz niżej), a ostatecznie - w świetle odręcznego dopisku na decyzji o konwoju z inicjatywy najbliższego współpracownika Tomporskiego z tego samego Wydziału IV Biura Śledczego MSW ppłk. Jerzego Banacha - zadecydowano o przetransportowaniu J. Jerza konwojem milicyjnym do odległej o 400 km od Kielc Bydgoszczy i wykonaniu zabiegu w tamtejszym szpitalu. Jak ustalił w śledztwie Prokurator IPN, zabieg przeprowadzony został najprawdopodobniej w zwykłym ogólnodostępnym szpitalu miejskim - Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim w Bydgoszczy, zatem nie chodziło o względy bezpieczeństwa (np. zabezpieczenie przed możliwością ucieczki internowanego poprzez przeprowadzenie zabiegu w szpitalu zamkniętym - przywięziennym) a identyczne warunki istniały na miejscu w Kielcach. Trudno więc znaleźć logiczne wytłumaczenie dla zorganizowania - na szczeblu Biura Śledczego MSW - tak skomplikowanego logistycznie przedsięwzięcia w warunkach stanu wojennego, o ile nie przyjmie się, że faktyczny cel tych działań mógł być inny od oficjalnego - na co zdają się wskazywać wszystkie późniejsze wydarzenia.

Decyzję o konwoju wydano 19.05.1982 r., samo przewiezienie do Bydgoszczy nastąpiło 20.05.1982 r., zabieg wykonano niezwłocznie, a leczenie zakończono jeszcze w maju, co potwierdzono wpisem w karcie zdrowia internowanego z dnia 31.05.1982 r. o przeprowadzonym leczeniu operacyjnym na Oddziale Laryngologicznym oraz o zdolności do transportu powrotnego do Kielc, zalecając jedynie aplikowanie do nosa roztworu kwasu borowego (środka antybakteryjnego), a więc prostą czynność możliwą do wykonywania samemu.

Jacek Jerz nigdy nie został jednak przewieziony z powrotem do Kielc, a przez kolejny ponad miesiąc (aż do dnia 2.07.1982 r.) przetrzymywany był w nieznanym miejscu w całkowitej izolacji (prawdopodobnie na terenie szpitala Aresztu Śledczego w Bydgoszczy, gdyż pomieszczenie w którym przez 1,5 miesiąca samotnie przebywał wyglądało jak pokój szpitalny, posiadało jednak kraty w oknie). Jego los w całym tym okresie nie był nikomu znany, gdyż rodzinie od maja 1982 r. aż do końca lipca 1982 r. odmawiano jakichkolwiek informacji na jego temat - Komendant Wojewódzki MO w Radomiu udzielił rodzinie informacji o jego miejscu pobytu dopiero w dniu 26.07.1982 r., tj. dopiero kilka tygodni po wywiezieniu go z Bydgoszczy do ośrodka internowania w Gębarzewie. Jednocześnie, przez cały ten ponadmiesięczny okres izolacji zatrzymywano całą jego korespondencję - o ile kilka listów napisanych do niego przez rodzinę zostało mu doręczonych (zadano sobie nawet trudu by te wysłane na adres ośrodka internowania w Kielcach przekazać do Bydgoszczy, a później do Gębarzewa), wszystkie listy napisane w tym okresie przez J. Jerza zatrzymano w aktach SB, gdzie pozostały do dzisiaj. W sposób ewidentny ukrywano więc w tym okresie wszelkie informacje o jego bieżących losach, choć jednocześnie jemu stwarzano wrażenie niezakłóconego kontaktu z rodziną.

W karcie zdrowia internowanego (zarówno we wcześniejszym jak i późniejszym okresie bardzo skrupulatnie prowadzonej, gdzie wpisywano nawet wydanie tabletek od bólu głowy) po opisanym powyżej wpisie z 31.05.1982 r. o przeprowadzonym leczeniu i zdolności do transportu powrotnego brak jest jakichkolwiek wpisów aż do dnia 1.07.1982 r. gdy ponownie wpisano zdolność do transportu (tym razem bez jakichkolwiek informacji o leczeniu czy stanie zdrowia), zaś dzień później przewieziono J. Jerza do ośrodka internowania w Gębarzewie k. Gniezna. Sugeruje to, że po 31.05.1982 r. - a więc przez kolejne 31 dni - żadne dalsze leczenie nie było już prowadzone, skoro nie odnotowano podawania jakichkolwiek leków, ani nie przeprowadzono żadnego badania kontrolnego. Brak jest zatem uzasadnienia dla nieprzewiezienia J. Jerza z powrotem do Kielc na przełomie maja i czerwca 1982 r., lecz przetrzymywania go przez kolejny miesiąc w izolacji.

W trakcie tego ponadmiesięcznego okresu izolacji - i wyłącznie w tym okresie - J. Jerz doświadczał stanów zaburzeń świadomości. Opisując to po powrocie z internowania w rozmowach z rodziną i znajomymi (m.in. z A. Sobierajem), określał je jako podobne do scen śmierci klinicznej znanych mu z książki "Życie po życiu". Osoby które zetknęły się z nim po okresie pobytu w Bydgoszczy (np. inni działacze z Radomia osadzeni w Kwidzynie jak Arkadiusz Kutkowski, czy osoby spotkane po jego powrocie z internowania do Radomia) zauważały znaczną zmianę jego osobowości. Powszechnie przypisywano to skutkom ciężkiego pobicia w trakcie brutalnej pacyfikacji ośrodka internowania w Kwidzynie, jednak źródła tych zmian być może należy upatrywać wcześniej - właśnie podczas do dziś niewyjaśnionej izolacji w Bydgoszczy.

Kolejnym zaskakującym faktem, którego trudno nie skojarzyć z pobytem w Bydgoszczy, jest polecenie montażu podsłuchów pokojowych w mieszkaniu Jacka Jerza datowane 19.05.1982 r., a więc dokładnie w dniu podjęcia decyzji o jego przewiezieniu do Bydgoszczy. Taką zbieżność dat trudno uznać za przypadkową (wobec braku innych znanych powodów by instalację podsłuchów zlecić akurat wtedy). Prawdopodobne wydaje się, że uczyniono to by móc kontrolować czy rodzinie udało się pozyskać informacje na temat miejsca pobytu J. Jerza i prowadzonych wobec niego działań.

Równie niezrozumiałe jest przewiezienie J. Jerza z Bydgoszczy do znajdujacego się już wówczas w likwidacji ośrodka internowania w Gębarzewie (zamknięto go jeszcze w tym samym miesiącu), zamiast z powrotem do Kielc, gdzie przez cały czas pobytu w Bydgoszczy figurował nadal "na stanie". Ośrodek internowanych w Kielcach funkcjonował aż do końca grudnia 1982 r., podczas gdy ośrodek w Gębarzewie zlikwidowano w lipcu 1982 r., co spowodowało konieczność ponownego przewiezienia J. Jerza po niespełna 4 tygodniach - tym razem do Kwidzyna. W świetle opisanych wydarzeń, trudno oprzeć się wrażeniu, że chciano w ten sposób uniknąć powrotu J. Jerza do środowiska osób, które go dobrze znały i mogłyby rozpoznać efekty prowadzonych wobec niego działań, podczas gdy w Gębarzewie (gdzie internowani byli działacze z północno-zachodniej Polski) nie było osób blisko znających J. Jerza. Co prawda w zasobach archiwalnych IPN zachowało się pismo radomskiej SB z połowy czerwca 1982 r. na temat planowanego przewiezienia do Gębarzewa trzech internowanych z Kielc (w tym J. Jerza), ale żadna z tych dwóch pozostałych osób nigdy nie została tam przewieziona - być może właśnie dlatego by zapobiec ich kontaktowi z J. Jerzem.

Przy takim nagromadzeniu trudnych do wytłumaczenia faktów (konwojowanie na odległość ponad 400 km od Kielc w warunkach stanu wojennego by przeprowadzić rutynowy zabieg w zwykłym szpitalu, co mogło być wykonane na miejscu w Kielcach; zatajenie miejsca pobytu - odmowa informowania rodziny o losach J. Jerza aż do końca lipca 1982 r.; zatrzymywanie całej korespondencji; ponadmiesięczna izolacja w nieznanym miejscu pomimo wpisania w karcie zdrowia pomyślnego przeprowadzenia zabiegu i gotowości do transportu powrotnego; brak wpisów wskazujących na prowadzenie jakiegokolwiek dalszego leczenia w tym okresie; założenie w tym samym czasie podsłuchów w mieszkaniu; występujące wyłącznie wtedy zaburzenia świadomości w trakcie izolacji a następnie zauważona przez wszystkich zmiana osobowości; a to wszystko w świetle udokumentowanego udziału w organizacji tych wydarzeń najwyższych rangą funkcjonariuszy Wydziału IV Biura Śledczego MSW), ciężko oprzeć się podejrzeniu, że pod pozorem rzekomego leczenia po zabiegu J. Jerzowi mogły być aplikowane w tym czasie nieznane środki farmakologiczne, być może nie bez wpływu na jego późniejszy stan zdrowia i nagłą śmierć.

W 2009-2011 r. w ramach śledztwa dot. śmierci J. Jerza Prokurator IPN prowadził czynności zmierzające do ustalenia okoliczności jego pobytu w Bydgoszczy. Nie udało się dokonać w tym zakresie jakichkolwiek ustaleń gdyż w dokumentacji żadnego z ośrodków penitencjarnych w Bydgoszczy nie odnotowano pobytu J. Jerza, zaś dokumentacja Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy została wybrakowana. Zarówno więc miejsce izolacji J. Jerza przez łącznie 42 dni jak i wszystkie towarzyszące temu pobytowi okoliczności (poza samym faktem wykonania zabiegu wycięcia polipów nosa w ciągu pierwszych kilku dni i gotowości do transportu powrotnego do Kielc już w dniu 31.05.1982) pozostają nieznane.

***

Jak zaznaczono wcześniej, w archiwalnej dokumentacji SB zachował się zapisek, że pierwotnie planowano umieszczenie J. Jerza w Areszcie Śledczym na Mokotowie, czego organizacją zajmował się zastępca naczelnika (a późniejszy naczelnik) Wydziału IV Biura Śledczego MSW płk. Tadeusz Tomporski. Na odwrocie pisma dołączonego do komisyjnego orzeczenia lekarskiego z dnia 19.04.1982 r. zalecającego niezwłoczne przeprowadzenie zabiegu operacyjnego nieznany funkcjonariusz SB zapisał odręcznie:

"Przeprowadzono rozmowę z płk. Tomporskim z Biura Śledczego MSW, który zobowiązał się załatwić miejsce dla Jerza w Areszcie na Mokotowie. O powyższym powiadomiłem mjr Ziółko oraz ppłk. K. Rojewskiego po jego powrocie z urlopu."


Warto w tym kontekście przedstawić postać wymienionego w owej notatce płk. Tadeusza Tomporskiego (jednego z dwóch wysokich rangą funkcjonariuszy Biura Śledczego MSW przewijających się w tej sprawie, obok zajmującego się organizacją przewiezienia J. Jerza do Bydgoszczy ppłk. Jerzego Banacha) na podstawie jego noty z Katalogu Biuletynu Informacji Publicznej IPN: "Od szeregu lat kieruje pracą operacyjną na terenie zakładów karnych w Warszawie oraz nadzoruje i kontroluje pracę tego rodzaju w wojewódzkich jednostkach śledczych Służby Bezpieczeństwa. [...] Organizował i prowadził pracę operacyjną w wielu sprawach o przestępstwa p-ko podstawowym interesom politycznym i gospodarczym PRL, w tym w wielu postępowaniach karnych, mających prestiżowe znaczenie dla Służby Bezpieczeństwa. Jego praca, osobiste zaangażowanie, zawodowa aktywność przyczyniły się do osiągnięcia pozytywnych rezultatów prowadzonych działań. Płk Tadeusz Tomporski był wielokrotnie nagradzany, awansowany i odznaczany". Jak w swoim artykule informuje Tadeusz Płużański, "w słynnym procesie Humera Tomporski został skazany na siedem lat więzienia i miał postawionych aż 12 zarzutów znęcania się nad więźniami, zaś w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) pracował jako "oficer" śledczy". Nie była to więc z pewnością osoba, której zadaniem w tej sprawie mogłoby być li tylko "załatwienie dla Jerza miejsca na Mokotowie".

Drugi z występujących w tej sprawie funkcjonariuszy, ppłk. Jerzy Banach to najbliższy współpracownik Tomporskiego z tego samego Wydziału IV Biura Śledczego MSW (niespełna rok później Tomporski awansował na naczelnika tego wydziału, zaś Banach został jego zastępcą), a więc zajmujący się tym samym rodzajem działań. Osoba ppłk. Banacha wymieniona jest w odręcznym dopisku na decyzji o przewiezieniu J. Jerza konwojem do Bydgoszczy:

"Zostało uzgodnione z Zastępcą Dyrektora Syllą.
Uzgodnił płk. Banach z Biura Śledczego."


Otwartym pozostaje więc pytanie jakie działania operacyjne zostały wówczas przeprowadzone wobec Jacka Jerza skoro w ich organizację zaangażowani byli najwyżsi rangą funkcjonariusze Wydziału IV Biura Śledczego MSW, a więc wydziału techniki operacyjnej, na codzień - jak stwierdza biogram Tomporskiego - zajmujący się pracą operacyjną "w sprawach o przestępstwa przeciwko podstawowym interesom politycznym i gospodarczym PRL oraz mających prestiżowe znaczenie dla Służby Bezpieczeństwa". Przetrzymywanie J. Jerza przez cały ten okres w izolacji (a więc brak jego kontaktu i rozmów z kimkolwiek) oznacza, że nie chodziło o jego podsłuchiwanie czy umieszczenie w jego otoczeniu agentury, natomiast jego zaburzenia świadomości w tym (i wyłącznie tym) okresie rodzą uzasadnioną obawę, że - jak wspomniano - pod pozorem leczenia po zabiegu mogły mu być wówczas podawane nieznane środki, które być może nie pozostały bez wpływu na jego stan zdrowia i nagłą śmierć.




XII.1981-I.1983 - Wyrzucenie z pracy w trakcie internowania, zakaz zatrudnienia

W trakcie internowania, wbrew przepisom stanu wojennego, z polecenia SB Jacek Jerz został zwolniony z pracy (od 6 lat pracował na stanowisku kierownika sekcji technicznej Ośrodka Obliczeniowego Zakładu Elektronicznej Techniki Obliczeniowej ZETO przy radomskiej Wyższej Szkole Inżynierskiej).

Pierwszą próbę zwolnienia podjęto już w grudniu 1981 r., zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, pod pretekstem "niestawiania się do pracy" (twierdzono, że dyrekcja zakładu rzekomo nie miała wiedzy o jego internowaniu gdyż "stosowne władze nie dopełniły obowiązku przekazania tej informacji", podczas gdy w rzeczywistości było to powszechnie wiadome zarówno wśród załogi jak i kierownictwa ośrodka). Tę tak nieudolnie motywowaną próbę zwolnienia udało się wówczas zablokować poprzez wysłanie przez J. Jerza z ośrodka internowania listem poleconym pisma informującego o internowaniu wraz z kopią decyzji o internowaniu, jednak zapobiegło to jego zwolnieniu jedynie na kilka miesięcy.

W połowie 1982 r. Jackowi Jerzowi ponownie wypowiedziano pracę pod pretekstem rzekomej likwidacji filii ZETO w Radomiu. Jednocześnie zaprzestano wypłacać wynagrodzenie i wydawać kartki żywnościowe, co postawiło rodzinę w bardzo ciężkiej sytuacji. Odwołania od tej decyzji ciągnęły się przez cały 1982 rok i dopiero 22 grudnia 1982 r. odbyła się rozprawa, na której nakazano przywrócenie J. Jerza do pracy. Przedsiębiorstwo wykonało ten wyrok przywracając J. Jerza do pracy... na jeden dzień, gdyż już następnego dnia ponownie wręczono mu nowe wypowiedzenie pracy, z miesięcznym okresem wymówienia (ze skutkiem na 31.01.1983 r.) oraz - w formie dodatkowej szykany - z jednoczesnym oddelegowaniem go na ten czas do oddziału ZETO w Kielcach, dokąd zmuszony był od tej pory codziennie dojeżdżać pociągiem. Dzień śmierci J. Jerza (31 stycznia 1983 r.) był zarazem ostatnim dniem okresu wypowiedzenia.

Poszukującemu pracy na terenie Radomia J. Jerzowi (który był wysokiej klasy technikiem elektronikiem i jednym z zaledwie kilku specjalistów od wdrażania i serwisowania maszyn liczących "Odra" - ówczesnych pierwszych komputerów przemysłowych) odmówiono zatrudnienia we wszystkich radomskich przedsiębiorstwach. Jak się po latach okazało, w zachowanym w zasobach archiwalnych IPN planie przedsięwzięć operacyjnych "Obrońcy" z 14 grudnia 1982 r. SB zleciła by uniemożliwić jego zatrudnienie na terenie Radomia:

"W momencie podejmowania przez Jacka Jerza starań o przyjęcie do pracy na terenie Radomia, poprzez czynniki partyjno-adm. w tych zakładach spowodować "kompromitację" jego osoby. [...] O ile zostanie przyjęty do pracy ob. Jacek Jerz spowodować by współpracownicy systematycznie wytykali mu popełnione błędy w przeszłości a szczególnie z działalności w MKR Ziemia Radomska, w ramach KPN i KOWzP, dając mu do zrozumienia, że takim postępowaniem zasługuje na ogólne "potępienie społeczne". W tym celu należy systematycznie opracowywać "anonimy" wykorzystując do ich opracowań posiadane przez Wydz. III KWMO niektóre materiały operacyjne."


W swoim "Wspomnieniu pośmiertnym o Jacku Antonim Jerzu" spisanym bezpośrednio po jego śmierci i kolportowanym w stanie wojennym w drugim obiegu opisał to działacz radomskiej "Solidarności" i KOWzP Piotr Kozakiewicz:

"W czasie trwania wymówienia z pracy, Jacek starał się o zatrudnienie w Radomiu. Zarejestrował się w miejskim biurze pośrednictwa pracy i poszukiwał jej w swoim zawodzie elektronika. Napisał podania o przyjęcie do Ośrodka Obliczeniowego GUS, Ośrodka Badawczo-Rozwojowego, Zakładu Transportu Sanitarnego, Fabryki Łączników itd. i wszędzie mu jej odmówiono. Do Łączników miał nawet skierowanie z biura pośrednictwa pracy. Jego nazwisko i przeszłość polityczna i związkowa zamknęły mu drogę do pracy."


Po śmierci Jacka Jerza, z powodu jego zwolnienia z pracy i braku dokonania waloryzacji jego wynagrodzenia w 1982 i 1983 r. (pomimo szalejącej w 1982 r. ponad 100% inflacji wynagrodzenie do samego końca wypłacono mu w wysokości z grudnia 1981 r., dodatkowo jeszcze pozbawione wszelkich premii i należnych dodatków), przysługującą osieroconemu synowi rentę rodzinną wyliczono na tak zaniżonej podstawie, co obniżyło jej wysokość o 2/3. Skutkiem tego było przyznanie renty rodzinnej w minimalnej, czysto symbolicznej kwocie, co na wiele lat wpędziło rodzinę w ubóstwo, gdyż jedynym źródłem utrzymania pozostała pensja matki. Biorąc pod uwagę, że renta rodzinna przysługiwała do czasu zakończenia przez dziecko nauki (w tym przypadku studiów dziennych) tj. przez ponad 15 lat, łatwo wyliczyć z jak wielkiej sumarycznie kwoty poprzez przyznanie tak drastycznie zaniżonego świadczenia ograbiono najbliższych zmarłego. Żadnej korekty czy rekompensaty z tego tytułu nie dokonano również po zmianie ustroju.




1982 - Tajne najścia i włamania do mieszkania, niszczenie mienia

W trakcie internowania J. Jerza, oprócz opisanych wyżej tajnych najść mieszkania w celu instalacji podsłuchów (w trakcie których mieszkanie kilkakrotnie celowo zdewastowano, być może w celu odwrócenia uwagi od miejsc ich instalacji lub w celu zastraszania rodziny), włamano się do niego również w poszukiwaniu ukrytego archiwum dokumentacji NSZZ 'Solidarność' i KPN. W sierpniu 1982 r. SB powzięła informację, że takie archiwum (w skład którego wchodziły również nagrania dźwiękowe, m.in. z procesu Leszka Moczulskiego i przywódców KPN) jest przechowywane w należącym do J. Jerza schowku między piętrami (zaadaptowanym na składzik po zlikwidowanym zsypie). W tym celu po raz kolejny włamano się do mieszkania aby zdobyć klucze do schowka (przy okazji ponownie demolując wnętrze), a następnie przeszukano sam schowek. Archiwum nie odnaleziono gdyż kilka tygodni wcześniej odebrała je od żony J. Jerza i wywiozła do Warszawy Maria Moczulska.

Innym przejawem pastwienia się nad rodziną J. Jerza było notoryczne dewastowanie zaparkowanego pod blokiem samochodu Syrena, który m.in. oblewano i mazano farbami, uszkadzano karoserię. Trudno to uznać za wybryki chuligańskie gdyż parking znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie sztabu wojskowego, szczególnie mocno strzeżonego w czasie stanu wojennego.




14.VIII.1982 - Ciężkie pobicie i "ścieżka zdrowia" w trakcie pacyfikacji ośrodka odosobnienia w Kwidzynie

Od 30.07.1982 r. (do 19.12.1982 r.) Jacek Jerz przebywał w ośrodku internowania w Kwidzynie, w którym rygor i stosunek służby więziennej do internowanych był jednym z najcięższych. W dniu 14.08.1982 r. wybuchł tam protest internowanych krwawo spacyfikowany przez ZOMO. Użyto hydrantów podłączonych do motopomp, armatek wodnych, internowanych bito przez cały dzień na korytarzach i w celach oraz przeprowadzono "ścieżki zdrowia" (na polanej wodą z mydłem dla uzyskania poślizgu podłodze internowanych przeganiano między dwoma szpalerami uzbrojonych w pałki ZOMO-wców, którzy tłukli przebiegającą osobę, a po jej przewróceniu się kontynuowali bicie do utraty przytomności).

Jacek Jerz był jednym z najaktywniejszych uczestników tego protestu (był w grupie tych, którzy przeszli na drugą stronę ogrodzenia, na których skierowano najsilniejsze strumienie wody, a wraz z trzema innymi internowanymi powstrzymywał ZOMO-wców blokując otwór w siatce blatem - patrz zdjęcia, na których J. Jerz oznaczony został strzałką). Podczas pacyfikacji był wśród najciężej pobitych i przeszedł "ścieżkę zdrowia". Zdjęcia z pacyfikacji, wykonane przez służbę więzienną na potrzeby wytoczonych później internowanym spraw karnych, ukazują jedynie pierwszą fazę pacyfikacji i najłagodniejsze działania ZOMO - ścieżek zdrowia i brutalnego katowania internowanych oczywiście nie dokumentowano.

Po pacyfikacji Jerz podjął dwutygodniową (16.08 - 30.08.1982) głodówkę protestacyjną, o której rozpoczęciu i zakończeniu poinformował listownie władze PRL, Episkopat Polski oraz Międzynarodowy i Polski Czerwony Krzyż.




XI.1982 - Wypadek samochodowy żony i syna w trakcie powrotu z widzenia

W połowie listopada 1982 r., wracającym od Jacka Jerza z widzenia w ośrodku internowania w Kwidzynie żonie i 9-letniemu synowi najprawdopodobniej "zorganizowano" ciężki wypadek samochodowy w miejscowości Żyrardów. Bezpośrednio po postoju na posiłek w przydrożnym barze (w czasie którego samochód zaparkowany był bez nadzoru), po ruszeniu w dalszą drogę i zaledwie kilku minutach jazdy, na równej drodze w aucie pękły jednocześnie obie przednie opony, co spowodowało gwałtowny poślizg i uderzenie w drzewo. Żona i syn J. Jerza odnieśli wstrząśnienia mózgu oraz poważne obrażenia głowy i twarzy, konieczne było założenie wielu szwów.

W tym samym czasie wypadkowi samochodowemu (uderzył w nią samochodem miejscowy funkcjonariusz) uległa również żona drugiego z przywódców radomskiej "Solidarności" Andrzeja Sobieraja, wracając z widzenia z mężem w ośrodku internowania w podwarszawskiej Białołęce - odniosła liczne urazy i miała złamaną rękę.

Zbieżność czasową jednoczesnego wystąpienia obu tych wypadków i tak nietypowych ich okoliczności trudno uznać za przypadek - szczególnie w okresie stanu wojennego gdy ruch samochodowy był minimalny, a zatem częstotliwość występowania wypadków drogowych również odpowiednio niska. Ponadto, według zeznań byłego funkcjonariusza radomskiej SB złożonych w śledztwie dotyczącym próby otrucia w Radomiu śp. Anny Walentynowicz, radomska Służba Bezpieczeństwa posiadała w tym okresie plany spowodowania wypadku samochodowego co najmniej jednego z lokalnych działaczy opozycyjnych, a zatem takie metody były przez SB wówczas stosowane. Ewidentnie, były to więc próby złamania dwóch najważniejszych działaczy antykomunistycznych Ziemi Radomskiej (którzy po blisko rocznym już wówczas internowaniu nie poddali się, odmówili podpisania "lojalek" i deklarowali wolę dalszej działalności) poprzez uderzenie w ich najbliższych.

Fakt obu tych wypadków wspomina w swojej książce "Radomska droga do wolności 1980-1984" Andrzej Sobieraj:

"W tym czasie zaostrzyły się bardzo szykany na nasze rodziny z dziećmi włącznie. Nam szkodzili, ale w ograniczony sposób, bo siedzieliśmy za murami więzienia, więc ciężar represji spadł na nich. Rodziny nasze w niewyjaśnionych okolicznościach miały wypadki samochodowe w drodze powrotnej z widzeń w więzieniach."


W warunkach stanu wojennego nie było niestety możliwości ustalenia faktycznych okoliczności wypadku. Gdy żonę i syna J. Jerza zabrano do szpitala, samochód pozostał w miejscu wypadku na wiele godzin bez nadzoru, po czym stwierdzić można było już tylko uszkodzenie obu opon. Nigdy nie przeprowadzono żadnego dochodzenia w tej sprawie. Jedynym zachowanym dokumentem, stwierdzającym sam fakt wypadku oraz odniesienie przez żonę i syna J. Jerza znaczących obrażeń, jest lakoniczna notatka służbowa SB na ten temat.




XII.1982 - Ponowne pobicie przed zwolnieniem z internowania w Kwidzynie

Bezpośrednio przed zwolnieniem z internowania (19.12.1982) Jacek Jerz został "na do widzenia" ponownie pobity w ośrodku internowania w Kwidzynie. Wszystkie osoby, z którymi się zetknął po zwolnieniu, widziały na jego ciele ślady ciężkiego pobicia. Część z tych śladów pozostała jeszcze po ciężkim pobiciu w czasie opisanej wyżej pacyfikacji protestu w ZK Kwidzyn, zaś świeże ślady były wynikiem pobicia bezpośrednio przed zwolnieniem.

Spotkanie z Jackiem Jerzem po jego zwolnieniu z Kwidzyna w grudniu 1982 r. tak w książce IPN "Jawnie i w podziemiu" wspomina członek Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Ziemia Radomska Witold Król:

"Spotkałem się z Jackiem Jerzem. Trochę porozmawialiśmy. Jacek zdążył niedawno wrócić z internowania, z Kwidzyna, gdzie zatrzymanych bito. Jak się później okazało, Jacka też torturowano. Dało się wówczas zauważyć, że bardzo odbiło się to na jego psychice. Wydawał się zmieniony, wyciszony, złagodzony. A przecież on zawsze był tą osobą, która pierwsza występowała z inicjatywą. Po internowaniu stał się innym człowiekiem."


O widocznych śladach pobicia wspominają również liczne zachowane notatki SB, w tym m.in. poniższy przykładowy załącznik. Opisuje on również zauważane przez wszystkich od czasu pobytu J. Jerza w izolacji w Bydgoszczy (gdzie prawdopodobnie mogły mu być aplikowane nieznane środki farmakologiczne) odmienne zachowanie i zmienioną osobowość J. Jerza:

"Po zwolnieniu go z internowania zachowanie jego było dziwne. Zamknął się w sobie i mało rozmawiał, był strasznie nieufny. Ponadto mówiono, że gdy go zwolnili w niektórych miejscach ciało miał sine i niektóre części ciała miał poodbijane."





XII.1982 - Zwolnienie z internowania z jednoczesnym rozkazem przeprowadzenia "przedsięwzięcia specjalnego"

Jeszcze do połowy listopada 1982 r. wszystkie (skrajnie negatywne) opinie i notatki służbowe dotyczące Jacka Jerza zalecały konieczność jego dalszego internowania i przedstawiały go jako wroga ustroju zdeterminowanego do dalszego działania. W połowie listopada 1982 r. radomska SB odbyła rozmowy telefoniczne z kierownictwem Departamentu III MSW, bezpośrednio po których nastąpiła niespodziewana zmiana stanowiska - nagle zaczęto dążyć do jego pilnego zwolnienia. Kolejne notatki służbowe (tak samo skrajnie negatywne jak poprzednie, a jedynie kończące się innymi zaleceniami) sporządzone bezpośrednio po w/w rozmowie z MSW zalecały już zwolnienie J. Jerza, każda z nich pod innym, fałszywym pretekstem. Ewidentnie, potrzebowano jakiegokolwiek uzasadnienia.

Na początku grudnia 1982 r. szef radomskiej SB płk. Ostapiński zaakceptował (wielokrotnie podkreślając słowo "konieczność") wniosek o zwolnienie J. Jerza z internowania (a krytykując w formie dopisku na marginesie pisma irracjonalność powodów zwolnienia podanych przez jego podwładnych własnoręcznie wpisał własny, również fałszywy: rzekomy "brak dowodów do wszczęcia postępowania karnego", podczas gdy takowe było od listopada 1981 r. prowadzone przez Prokuraturę Wojskową i przedstawione w nim już zostały J. Jerzowi ciężkie zarzuty),

jednocześnie rozkazując w nim pisemnie by wobec J. Jerza po jego zwolnieniu przygotować "przedsięwzięcie specjalne zlecone Naczelnikowi Wydziału III około 2 tygodnie temu" (czyli zaraz po opisanej wcześniej rozmowie telefonicznej radomskiej SB z kierownictwem Departamentu III MSW). W sposób ewidentny więc, to właśnie w rozmowie telefonicznej z kierownictwem MSW zadecydowano by J. Jerza zwolnić z internowania, po to, by na wolności przeprowadzić wobec niego owo "przedsięwzięcie specjalne".

Jacek Jerz został zwolniony z internowania w nocy z 18 na 19.12.1982 r., a zaledwie miesiąc później nastąpiła jego nagła śmierć. Według złożonych przed sądem oraz prokuratorem IPN zeznań świadka (radomskiego działacza "Solidarności" i KOR), w dniu swojej śmierci, zaledwie ok. 1 godziny przed zgonem, Jerz spotkał działającego w radomskiej "Solidarności" tajnego współpracownika Wydziału III SB (tego samego, który wg zachowanej dokumentacji SB miał podać śp. Annie Walentynowicz podczas jej pobytu w Radomiu w 1981 r. rozpuszczony w herbacie środek farmakologiczny) i wypił z nim herbatę, po czym zdążył już tylko dotrzeć do domu gdzie po około pół godziny stracił przytomność i już jej nie odzyskał.

Powyższy opis jest jedynie skrótowym zarysem - patrz szczegółowy opis w dziale Okoliczności śmierci.



Sytuację w tym okresie i metody wówczas stosowane przez SB tak wspomina działacz szydłowieckiej "Solidarności" Stanisław Zdziech (od lat przebywający na emigracji w Melbourne) na łamach Pulsu Polonii:

"Rozpoczeła się seria skrytobójczych morderstw, pod koniec stycznia 1983 roku. Tuż po wyjściu z internowania został zamordowany mój bliski wspólpracownik z Zarządu Regionalnego Ziemi Radomskiej Jacek Jerz, wspaniały człowiek. Sam przeżyłem próbę zamachu, wyszedłem ciężko poturbowany ze złamaną szczęką. Po dwóch dniach po powrocie ze szpitala odwiedził mnie oficer UB z żądaniem podpisu oświadczenia, że to nie był zamach. W przeciwieństwie do wszystkich poprzednich żądań podpisów pod oświadczeniami o lojalności, których zawsze odmawiałem, to oświadczenie podpisałem."



II.1982 - Nieprawidłowości podczas reanimacji i przy sekcji zwłok, dezinformacja

Walka o życie Jacka Jerza została podjęta natychmiast przez mieszkających w tym samym budynku dwóch znanych radomskich lekarzy, którzy przybiegli na miejsce w ciągu kilku minut i bezzwłocznie podjęli reanimację. Jednocześnie wezwali telefonicznie karetkę, udzielając dyspozytorowi pogotowia ratunkowego fachowych i precyzyjnych informacji na temat stanu J. Jerza oraz potrzebnego typu karetki (reanimacyjnej, kardiologicznej) i jej wyposażenia medycznego. Pomimo tego, po 20-30 minutach przysłano karetkę całkowicie niezdatną do udzielenia pomocy, pozbawioną potrzebnej aparatury medycznej i leków. Dopiero po ponownej rozmowie telefonicznej z pogotowiem i żądaniu natychmiastowego przysłania właściwej karetki, po kolejnych 20-30 minutach (a więc łącznie po blisko godzinie) na miejsce dotarła karetka z niezbędnym wyposażeniem i środkami farmakologicznymi, a jej załoga przejęła akcję reanimacyjną przy użyciu specjalistycznego sprzętu, wykonując m.in. intubację, defibrylację, podając zastrzyki. Żadne z tych działań nie przyniosły jakiejkolwiek, nawet chwilowej poprawy. Po dwóch godzinach bezskutecznej walki o życie Jacka Jerza, ok. godz. 22:00 lekarz pogotowia stwierdził zgon.

Przybyły na miejsce śmierci J. Jerza Prokurator Rejonowy - mimo żądań rodziny i działaczy "Solidarności" - kategorycznie odmówił przeprowadzenia sekcji zwłok. W dokumentacji SB opisano to lakonicznie jako "odstąpił od sekcji zwłok i pozostawił ciało rodzinie". Dzień później szef SB wystosował co prawda wniosek o jej przeprowadzenie, lecz odbyła się dopiero kolejnego dnia, tj. 2.02.1983 r. Sekcja zwłok została więc opóźniona o dwa dni.

Do przeprowadzenia sekcji zwłok nie dopuszczono żadnych niezależnych lekarzy (nawet w charakterze obserwatora) postulowanych przez rodzinę i działaczy "Solidarności". Odsunięto od niej również znanego i cieszącego się zaufaniem patomorfologa dr Fundowicza. Wykonali ją wskazani przez władze lekarze, prawdopodobnie pod kierunkiem bądź nadzorem funkcjonariuszy MSW, gdyż świadkowie wielokrotnie widzieli w tym czasie w prosektorium osoby w mundurach MSW z narzuconymi na nie kitlami.

W swoim spisanym bezpośrednio po śmierci J. Jerza i kolportowanym w drugim obiegu na terenie woj. radomskiego "Wspomnieniu pośmiertnym o Jacku Antonim Jerzu" działacz radomskiej "Solidarności" i KOWzP (i bezpośredni świadek i uczestnik tych wydarzeń) Piotr Kozakiewicz zapisał:

"Ludzie w mieście zaczęli mówić o tym. Dlatego też prokurator zarządził, pomimo wydanego już pozwolenia na pochowanie ciała, sekcję zwłok i zabrano już przygotowane ciało z cmentarza do prosektorium. Specjalnie dobrany zespół lekarzy wydał orzeczenie, które oczyszcza władze od zarzutu pośredniego spowodowania śmierci. [...] Znany jest fakt dobierania składu komisji, gdzie np. wyeliminowano z niej znanego lekarza dr Fundowicza."


O ścisłym doborze składu komisji lekarskiej, przeprowadzeniu sekcji zwłok przez lekarzy MSW i niedopuszczeniu do niej żadnych innych lekarzy pisał również w 1994 r. we wspomnieniach o Jacku Jerzu opublikowanych w numerze 196/1994 Biuletynu NSZZ "Solidarność" Ziemia Radomska świadek tych wydarzeń, ówczesny działacz radomskiej "Solidarności" i KPN, Artur Kubiś:

"Sekcję zwłok przeprowadzili wyłącznie lekarze MSW; innych lekarzy nie dopuszczono."


Mimo że sekcja zwłok zarządzona została w obliczu powszechnych pogłosek o otruciu oraz - w świetle oficjalnych uzasadnień podanych przez szefa SB płk. Ostapińskiego w dokumentacji - "aby zapobiec możliwości wykorzystania faktu śmierci do celów propagandowych przez opozycję polityczną i zachodnie środki masowego przekazu w zamiarze dyskredytowania władz PRL i organów ścigania" (a zatem by zanegować możliwość obwinienia władz o spowodowanie śmierci) - nie przeprowadzono żadnych badań toksykologiczno-chemicznych.

Zeznająca po latach przed Prokuratorem IPN patomorfolog, która podpisała się pod wynikami sekcji zwłok, oświadczyła, że nie wykonała badań toksykologicznych gdyż w trakcie oględzin zewnętrznych i wewnętrznych zwłok "nic nie wskazywało w szczególności na podejrzenie otrucia".

Stanowisko to jednoznacznie zanegował powołany przez Prokuratora IPN biegły sądowy patomorfolog, który w swojej opinii stwierdził, że:

"w przypadku podania takich środków jak Furosemid, nawet w dużych dawkach, nie występują żadne charakterystyczne zmiany morfologiczne dające się zauważyć w badaniu zarówno sekcyjnym jak i mikroskopowym, a więc potwierdzić lub wykluczyć przyjęcie takich środków może jedynie przeprowadzenie badania toksykologicznego"


Innymi słowy, badania tego nie można zaniechać na podstawie rzekomego "braku oznak" w oględzinach zwłok, gdyż takowe przy podaniu tego typu substancji nie występują i jedynie samo badanie toksykologiczne może je wykryć lub wykluczyć. Trudno uwierzyć, że doświadczona patomorfolog nie miała takiej wiedzy.

Jedyne jakie rutynowo pobrano, próbki krwi i moczu na obecność alkoholu przetrzymywano przed przekazaniem do badań tak długo, że po ich otrzymaniu w dniu 24 lutego 1983 r. (a więc 22 dni po sekcji zwłok i 24 dni po śmierci) kierownik Pracowni Trucizn Lotnych Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie stwierdził ich posunięty rozkład gnilny.

Do protokołu sekcji zwłok jako przyczynę śmierci wpisano atak serca spowodowany "krańcowymi zmianami miażdżycowymi". Nie wykonując badań toksykologicznych i zwlekając z przekazaniem do badania rutynowych (jedynych pobranych) próbek tak długo aż nastąpił ich rozkład gnilny stworzono sytuację, w której to co ów wyselekcjonowany przez władze skład lekarski zapisał w protokole stało się jedynym "dowodem".

Sama sekcja zwłok trwała niewytłumaczalnie długo - od wczesnego rana aż do wieczora. Oczekującym przez cały dzień pod prosektorium na zwrot ciała działaczom "Solidarności" i rodzinie oświadczono lakonicznie, że powodem tego było pobrudzenie ubioru zmarłego w trakcie sekcji i konieczność jego wyprania. Co faktycznie robiono z ciałem przez cały dzień skoro przeprowadzono jedynie rutynowe badania, a w świetle zeznań patomorfolog stwierdzone w nich zmiany były rzekomo tak oczywiste i jednoznaczne, że nie wymagały żadnych dodatkowych czynności (jak wspomniano wyżej, zaniechano m.in. badań toksykologiczno-chemicznych) - nie wiadomo.

W tym samym czasie, funkcjonariusze radomskiej SB zostali skierowani do odbywania rozmów z mieszkańcami Radomia w celu szerzenia dezinformacji na temat przyczyn śmierci Jacka Jerza. W przedstawionej poniżej notatce służbowej podporucznik Wydziału III SB raportuje, że wśród prywatnych przedsiębiorców rozgłaszał informację, że Jerz zmarł z powodu "guza w głowie", co przyjęto jako "zjadł go rak". W różnych środowiskach podawano różne fałszywe przyczyny śmierci siejąc w ten sposób zamęt i odwracając uwagę od podejrzeń o otrucie przez SB. Sugerowano też (także w oficjalnych dokumentach SB), że powodem ataku serca mogła być utrata w tym dniu pracy, co również było kłamstwem gdyż wypowiedzenie umowy o pracę (z miesięcznym okresem wymówienia, którego koniec przypadał w tym dniu) J. Jerz otrzymał w grudniu 1982 r., a więc o fakcie jej zakończenia z końcem stycznia 1983 r. on i cała rodzina wiedzieli od niemal półtora miesiąca.




3.II.1983 - Pogrzeb: zakaz druku i zrywanie nekrologów, utrudnianie organizacji, zastraszanie i zatrzymywanie uczestników

Z Jackiem Jerzem walczono także po jego śmierci. Zakazano druku nekrologów, nawet gdyby nie zawierały jakichkolwiek informacji odnoszących się do działalności a jedynie treści prywatne i religijne. Nekrologi wykonane ręcznie przez znajomych i działaczy "Solidarności" i rozklejane w całym województwie radomskim masowo zrywano i niszczono. Zabroniono odprawienia mszy żałobnej w rodzimej parafii, a zgodę wydano jedynie dla kościoła położonego najbliżej cmentarza, aby zabobiec możliwości przemarszu uczestników ceremonii (którego oficjalnie zabroniono) przez miasto. W dniu pogrzebu zakazano wydawania zwolnień lekarskich, urlopów, zwalniania pracowników z pracy oraz wyjść służbowych poza zakład. Zatrzymywano zajmujących się organizacją pogrzebu, przeprowadzano rozmowy i straszono konsekwencjami osoby podejrzewane o możliwość wygłoszenia na pogrzebie mów pogrzebowych. Zastraszano księży mających brać udział w ceremonii. Kontrolowano wszystkie samochody na zamiejscowych rejestracjach. Wysłano setki funkcjonariuszy po cywilnemu i tajnych współpracowników aby wmieszali się w tłum. Oprócz kamer 16 mm, z polecenia Biura "B" MSW na pogrzeb przysłano z Warszawy profesjonalną ekipę Telewizji Polskiej, która sfilmowała całość pogrzebu. Wybrane fragmenty klisz filmowych 16 mm (170 metrów bieżących) przekazano następnie do wykonania tysięcy odbitek twarzy uczestników pogrzebu.

Pomimo tych wszystkich obostrzeń i represji, pogrzeb stał się wielką manifestacją i wzięło w nim udział wg różnych szacunków od 6000 do kilkunastu tysięcy osób, a tłum wypełnił całą ulicę Dzierżyńskiego (obecna Limanowskiego) zarówno od samego kościoła na Borkach jak i od strony skrzyżowania z ul. Narutowicza, a także aleje cmentarne aż po grób. Pomimo zakazu, działacze "Solidarności" przemaszerowali z kościoła do grobowca niosąc trumnę na ramionach. Nad grobem mowy pogrzebowe wygłosili Przewodniczący "Solidarności" Andrzej Sobieraj oraz brat zmarłego. Po raz kolejny zawiódł Wałęsa, który mimo zapowiedzi i przebywania wówczas w pobliskim Suchedniowie nie przyjechał na pogrzeb - przysłał jedynie wieniec. Po uroczystości SB zatrzymała niektórych uczestników, w tłumie próbowano robić prowokacje, chciano również aresztować Andrzeja Sobieraja, któremu udało się uciec przez mur cmentarny.

Wielotysięczny pogrzeb Jacka Jerza był jednym z największych tego typu wydarzeń w historii miasta oraz jedną z najliczniejszych w kraju manifestacji okresu stanu wojennego.

Rozmiary i wagę tej ceremonii tak opisał w swoim artykule "Jacek Jerz - Zapomniany przez podręczniki historii" amerykański historyk dr David R. Morgan:

"Pomimo trwających represji rządów Jaruzelskiego, pogrzeb Jacka Jerza stał się powodem wielkiej manifestacji oporu wobec totalitarnego państwa. Tysiące ludzi uczestniczyło w nabożeństwie i ceremonii cmentarnej, oddając ostatni hołd człowiekowi, który poświęcił tak wiele dla lokalnej społeczności i całego narodu"


Tak z kolei wspomina ten dzień Bronisław Kawęcki w artykule "Woził swoją syrenką Lecha Wałęsę" opublikowanym na łamach dziennika Echo Dnia:

"O tym, że Jacek zmarł dowiedziałem się godzinę po jego śmierci. Natychmiast poszedłem do jego domu. Potem uczestniczyłem w rozmowach na temat pogrzebu. Myślałem, że weźmie w nim udział może sto osób, tymczasem Jacka żegnały tysiące. I to pomimo zastraszania i grożących ludziom konsekwencji. A strach był tak duży, że nigdzie nie tylko nie mogliśmy zamówić biało-czerwonych szarf z napisem Solidarność, ale nawet kupić takich szarf bez żadnych napisów. Wszystko musieliśmy wykonywać sami. Władze chciały, by trumna Jacka została przewieziona z kościoła na cmentarz samochodem, ale nie pozwolili na to ludzie i od razu zaczęli ją nieść na ramionach. Podczas pogrzebu aż roiło się od esbeków. Zapytałem faceta, który wszystko filmował profesjonalną kamerą, na czyje polecenie to robi. Skłamał, że rodziny. Teraz wiemy, że robiąc 'stopklatki' z tego filmu esbecy wykonali potem ponad 4 tysiące odbitek twarzy uczestników uroczystości. Jacek został pochowany ze znaczkiem Solidarności. Takim go zapamiętałem. Myślę, że Jacek to jedna z najznakomitszych i najmniej znanych postaci Solidarności, a jednocześnie sól w oku dla piewców dawnego ustroju."


Działania SB w trakcie pogrzebu tak w swoim "Wspomnieniu pośmiertnym o Jacku Antonim Jerzu" wspomina działacz radomskiej "Solidarności" i KOWzP Piotr Kozakiewicz:

"Tak skończyły się oficjalne uroczystości pogrzebowe naszego przyjaciela, Jacka Antoniego Jerza. Dopiero teraz ukryta wśród tłumów ubecja, w kościele, kondukcie żałobnym i na cmentarzu, zaczęła się pokazywać. Poza wieloma tajniakami pojawili się mundurowi. Zaczęły się prowokacyjne zaczepki z ich strony, sprawdzanie i spisywanie samochodów, szczególnie interesował ich samochód z gdańską rejestracją. Zatrzymano obu braci zmarłego i inne osoby. Już przed pogrzebem polowano na Andrzeja [Sobieraja], chcąc go wyeliminować z pogrzebu, nie udało się to jednak. Dzielnie spisała się żona Andrzeja, która przybyłym ubekom oświadczyła, trzymając tasak w ręku, że im łby porozbija jak będą chcieli męża zabrać. 'Już jednegoście zabili, to i z drugim chcecie zrobić to samo' - powiedziała. W tej sytuacji zrezygnowali z tego zamiaru."





5.II.1983 - Sprofanowanie grobu przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa

Dwa dni po pogrzebie funkcjonariusze Wydziału III SB sprofanowali grób Jacka Jerza rozbijając znicze, łamiąc wiązanki i wieńce, zrywając z nich szarfy i wdeptując je w ziemię, z czego złożyli raport w sporządzonej przez siebie notatce służbowej.



Jeden z tych funkcjonariuszy w III RP pozostał w służbie, wysoko awansował (do stopnia odpowiadającego randze podpułkownika) i został obsypany orderami (m.in. Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz odznaką "Zasłużonego Policjanta", nadawanymi w uznaniu szczególnych zasług), przez lata zajmując prestiżowe stanowisko w mazowieckiej policji. Tak w wolnej Polsce doceniono tych, którzy w PRL bezcześcili groby ofiar komunizmu.

W swoim "Wspomnieniu pośmiertnym o Jacku Antonim Jerzu", spisanym bezpośrednio po jego śmierci i kolportowanym w stanie wojennym w drugim obiegu, fakt ten opisał naoczny świadek, działacz radomskiej "Solidarności" i KOWzP Piotr Kozakiewicz:

"Nazajutrz dopiero okazało się co potrafi ubecja. Właśnie to, co robiła między innymi do 13 XIII 1981 - profanowała groby i pomniki żołnierzy radzieckich obciążając tym 'Solidarność'. I teraz też dokonała profanacji mogiły Jacka. Powywracano wieńce i kwiaty, poobcinano szarfy, pozrywano emblematy związkowe, wdeptując je w ziemię. Nie mogłem się doszukać wieńca od Lecha Wałęsy i Andrzeja Sobieraja. Obecni przy mogile ludzie w różny sposób formułowali swoje oburzenie. Zdecydowałem się nazwać to po imieniu - zbiry ubeckie w imieniu 'władzy ludowej' która w imię utworzonego dla siebie prawa legalizując je profanuje mogiłę człowieka, Polaka i patrioty, którego kilka tysięcy ludzi odprowadziło w tę ostatnią drogę - hańba takiemu systemowi."